ROZDZIAŁ 1
Obudziłam się cała zlana potem. Usiadłam
na łóżku, starając się uspokoić swój oddech.
- Znowu ten sam cholerny sen… - wkurzona, szepnęłam do
siebie.
Spojrzałam na swój ulubiony zegarek w kształcie kota.
Nie pamiętałam, od kiedy go miałam… Był on cały szaro-różowy. Ale nie rażąco
różowy - nienawidzę tego koloru. Od zawsze kojarzył mi się z pewnymi
dziewczynami z mojej szkoły… gdy jeszcze nie trafiłam do bazy…
~Urywki
wspomnień~
„Tch.”
„Jaki
dzieciuch… niech lepiej wraca do piaskownicy…”
„Co ona sobie
myśli? Sądzi, że od tak ją przyjmiemy na słodkie oczka? To jakiś zapatrzony w
siebie bachor…”
„Niech lepiej
wraca, skąd przyszła…”
„Dziewczynko…
daruj sobie – i tak nikt ciebie tu nie lubi. Wszyscy mają cię gdzieś. W tym ja.
Lepiej wracaj do tej swojej Polski i nigdy więcej się tu nie pojawiaj. NIKT cię
tu nie lubi.” – Powiedziała jedna z dziewczynek wstając. Pod jej mundurkiem
widać było różową bluzkę, a na głowie miała opaskę ze wstążeczką w kolorze
mocnego różu, pokrytą brokatem. Od razu rozpoznałam jej przyjaciółki – one
również miały bluzki w kolorze różu i takie same opaski. Jedna z nich miała
nawet buty tego koloru.
~koniec
wspomnienia~
Odsunęłam od siebie te myśli i
sprawdziłam godzinę. Była 4:38 i coś czułam, że mimo tego, że dopiero za dwie
godziny muszę wstać by się wyrobić do szkoły, raczej już dzisiaj nie zasnę.
Zeskoczyłam z łóżka. Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Chłodne
powietrze uderzyło mnie, by następnie wdać się falą do reszty mieszkania.
Spojrzałam w dół. Mimo tak wczesnej godziny, zobaczyłam tonę aut jeżdżących po
ulicach. Jak w dzień. Jedyna różnica to brak godzinnych korków. Odwróciłam się
na pięcie i podążyłam do łazienki. Wzięłam prysznic. Włączyłam chłodny strumień
wody i zaczęłam mimowolnie przypominać sobie, co się stało rok po przyjeździe
do szkoły.
~początek wspomnienia~
Przeżyłam
tak cały rok szkoły. Uciekając przed wszystkimi i wszystkim. W piątej klasie
zdarzyło się coś, co na zawsze zmieniło moje życie… Pewnego dnia, podczas
lekcji zwyczajnej lekcji wychowania fizycznego odkryłam w sobie coś… dziwnego.
Nie wiem, czy można by to nazwać umiejętnością… nie… to był DAR. Po skończeniu
rozgrzewki pan od w-f jak zawsze typował w poniedziałki trzy osoby, które będą
nosiły piłki i tym podobne rzeczy do ćwiczeń przez tydzień.
- W tym
tygodniu piłki nosić będą… Britney, Stacy i … Lisa.
Wszyscy
zaczęli szemrać rzeczy w stylu „Nie będę grał piłką, którą ona trzymała” albo
„Uuu… ma przerąbane…” Lecz mnie to nie obchodziło. Przyzwyczaiłam się do tego.
Powoli podążyłam za dziewczynami do kantorka ze sprzętem. Gdy
tam weszłyśmy, dziewczyny zaczęły oglądać piłki do koszykówki, podczas gdy ja
chwyciłam siatkę piłek do piłki nożnej. Podniosłam ją i gdy już miałam się
odwrócić w stronę drzwi wyjściowych. Poczułam ból z tyłu głowy. Upuściłam
siatkę, chwyciłam się za bolące miejsce i gwałtownie odwróciłam się w stronę
dziewczyn, by zobaczyć, że jedna z nich – dokładniej wielka pani tej szkoły –
trzyma piłkę do koszykówki, a druga patrzy się na nią z rozdziawionymi ustami.
- Wiesz…
postanowiłam przetestować tą piłkę… by zobaczyć czy jest dość twarda i jest!
Idealnie odbiła się od tej twojej wielkiej głowy w moje ręce. Niczym bumerang!
Może sprawdźmy kolejną… - Britney podniosła kolejną piłkę i wycelowała ją w
moją twarz.
- Britney,
nie wiem czy to dobry pomysł… - pisnęła Stacy
– Co jeśli ktoś zobaczy?
- Oj zamknij
się, Stacy… nikt nie zauważy... a po za tym ta suka na to zasługuje. – odparła
gniewnie dziewczyna i z całej siły rzuciła we mnie piłką. Idealnie w nos. Piłka
odbiła się od mojej twarzy i wylądowała na ziemi. Cichutko jęknęłam.
- Ups…
najwyraźniej ta nie jest zbyt dobrze napompowana… - zachichotała Barbie i
poprawiła swoje długie blond włosy związane w kitka. Wysłała mi swój najgorszy
szyderczy uśmiech. – Dobrze sprawdźmy kolejną… - zaśpiewała wesoło i podbiegła
po najbliższą piłkę. Gdy chciała już we mnie rzucić, Stacy jej przerwała.
-Britney. Ona
KRWAWI. – wyszeptała ze strachem, wskazując na mój zmasakrowany nos. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam.
Przejechałam dłonią po mojej twarzy. Gdy ją odsunęłam, zobaczyłam na niej ślady
krwi. Wytrzeszczyłam oczy. Moje ciało zaczęło drżeć.
- Tym lepiej.
Najwyżej powiemy nauczycielowi, że przez przypadek, gdy podawałyśmy jej piłkę,
nie udało jej się jej złapać i trafiła ona centralnie w jej nos. Wszyscy nam
uwierzą i nas poprą… a biedna Lisa będzie tak wystraszona, że nie piśnie nawet
słowem o tym, co się naprawdę stało… prawda kochaniutka? – „Księżniczka Różu”
zaczęła się śmiać jakby była chora psychicznie. Chwyciła kolejną piłkę. –
Prawda, czyż nie? – gdy już chciała się zamachnąć, podniosłam wzrok. Britney
upuściła piłkę i spojrzała na mnie wystraszona. Stacy zrobiła kilka kroków w
tył, również przerażona. Był on pełen nienawiści.
Przynajmniej ja tak to odczuwałam. Moje oczy stały się zieleńsze niż zwykle, z
uwagi na to, że normalnie są jasne o raczej chłodnym odcieniu. Aktualny kolor –
ciemna zieleń w kolorze roślin lasu deszczowego, nadawała im dzikości
zwierzęcia. Dodatkowo można by powiedzieć, że lekko… świeciły? Moje potargane włosy koloru bardzo ciemnego blondu jeszcze podwajały efekt. Nigdy się tak nie czułam...
moje ciało zaczęła napełniać dziwna siła, energia. Krew skapywała na podłogę.
Już nie mogłam tego powstrzymać. Pozwoliłam wyzwolić się tej dziwnej mocy.
Kap…Kap…Kap…
Nagle
metalowa szafa z piłkami się zawaliła. Wprost na Britney. Usłyszałam krzyk
Stacy i dopiero wtedy odzyskałam kontrolę nad samą sobą. Moje oczy znowu stały
się normalne. Spojrzałam na czarnowłosą. Klęczała przy blondwłosej, mówiąc jej,
że wszystko będzie dobrze i w tym samym czasie wołała o pomoc. Po chwili cały
kantorek wypełnił się uczniami z mojej jak i z innych klas. Wszyscy mieli
wytrzeszczone oczy i patrzyli wprost na dziewczynę… a ona? Leżała z szeroko
otwartymi oczami, wodzącymi po pokoju. Cała dolna połowa jej ciała została
zmiażdżona przez metal. Wszędzie wokoło leżały piłki. Pobiegłam po
pielęgniarkę, a ona wezwała pomoc.
~koniec wspomnienia~
Siedziałam już pod prysznicem chyba z półgodziny, gdy
nagle przypomniałam sobie, że okno jest otwarte. Owinęłam się ręcznikiem i
wybiegłam z łazienki. Zrobiło się BARDZO zimno. Szybciutko potruchtałam do okna
i je zamknęłam. Podkręciłam ogrzewanie w mieszkaniu i poszłam się ubrać.
Lubię luźne, wygodne ubrania. Mimo tego, że często słyszę od wielu ludzi, że
jestem bardzo ładna i powinnam to pokazywać ludziom, ja tego nie robię. Nie
zależy mi na ich opiniach. Nie będę smarowała sobie twarzy jakimś świństwem, bo
po co? Na cholerę potrzebne mi „super” stroje, które cisną cię w każde możliwe
miejsce. Ja wolę wygodne ubrania – najlepiej jakąś ciemną bluzę z kapturem,
zwykłe jeansy i trampki. Tak po za tym, to właśnie tak ubrana byłam, kiedy
przeglądałam się w lustrze.
- Idę wysuszyć włosy. – powiedziałam sama do siebie z
uśmiechem. Wyjęłam suszarkę i podłączyłam ją do kontaktu. Włączyłam moją
ulubioną playlistę na telefonie i założyłam słuchawki. Ustawiłam moc podmuchu
suszarki na maksa i zaczęłam tańczyć biodrami w rytm muzyki, udając, że jestem
piosenkarką. To moje ulubione zajęcie tuż przed szkołą – wygłupianie się
podczas słuchania piosenek i jednoczesnego suszenia włosów. Bardzo dojrzałe.
Nagle poleciał jakiś smutny kawałek. Wyłączyłam suszarkę i taneczny krokiem
podążyłam po miotłę do kuchni. Chwyciłam ją i z powrotem poszłam do głównego
pokoju.
- Czy mogę panią prosić? – powiedziałam, starając
imitować męski głos dla „Pana Miotły”, co mi chyba raczej nie wyszło.
- Ależ oczywiście! – odpowiedziałam swoim normalnym
głosem, chwyciłam „Pana Miotłę” i
zaczęłam wirować po pokoju. Wraz z moim kolegą przetańczyłam tak kilka
kawałków. W pewnym momencie potknęłam się i wylądowałam w dziwnej pozycji na
kanapie, a biedny nauczyciel tańca upadł na ziemię. Westchnęłam.
- Gdyby świat był taki jak osiem lat temu… być z powrotem
sześciolatkiem i móc bawić się cały dzień… i
wtedy zmienić przyszłość… i nie trafić do bazy…i…
- Dzisiaj rano na obrzeżach San Fransokyo wybuchł pożar
w jednej z fabryk konserw marki…
- Kiedy ja
włączyłam telewizor? – pomyślałam i jednocześnie poprawiłam się na kanapie.
Chwyciłam pilot i podgłośniłam dźwięk. Na ekranie pojawiła się niewysoka
rudowłosa kobieta. Wyglądała na czterdzieści lat.
- Kiedy jak zwykle rano pojechałam autem do pracy,
zobaczyłam że nad fabryką unosi się duża chmura czarnego pyłu. Uświadomiłam
sobie, że przecież o tej godzinie jest już pełno pracowników w budynku. Nikogo
nie było widać. Wbiegłam po schodkach do głównej Sali produkcyjnej. Od razu
tego pożałowałam. Zaczęłam się dusić. – kobieta z każdym zdaniem nadawała coraz
szybciej, przy okazji ledwo co łapiąc oddech – Kiedy już myślałam, że to mój
koniec… - przełknęła ślinę – pojawiła się Wielka Szóstka i uratowała mnie!
Dopiero później przypomniałam sobie, że dzisiaj pracownicy mają wolne. Gdyby
nie Wielka Szóstka, to już by mnie tutaj nie było. Zawdzięczam im moje życie. –
czterdziestolatka położyła swoją pięść w miejscu serca. – Dziękuję. – szepnęła.
Po chwili kamera znowu pojawiła się w studio a prezenter zaczął opowiadać o
najnowszej technologii budowania wieżowców.
Wyłączyłam
telewizor. Nie lubiłam Wielkiej Szóstki. Była to jedna z kilku rzeczy, które
mnie szczerze wkurzały. – Nie
wierzę w ich bezinteresowność i działanie w imię ochrony obywateli. Zwykły
człowiek zawsze oczekuje czegoś w zamian. Nie zdziwię się, jeśli kiedyś
zażądają władzy na miastem czy czegoś takiego… – pomyślałam. Spojrzałam na
zegar na ścianie. Wskazywał godzinę 7:10 – o tej godzinie trzeba wyjść z domu
aby się nie spóźnić na tramwaj. Ubrałam buty, chwyciłam plecak i założyłam
kaptur. Wyszłam z mieszkania, po czym zamknęłam je na klucz i popędziłam
schodami na parter. Słońce świeciło już od paru godzin, a po niebie leniwie
płynęły chmury. Pochyliłam głowę i
powolnym krokiem ruszyłam w stronę przystanku tramwajowego. Po drodze
przysłuchiwałam się rozmowom innych przechodniów. Dużo osób mówiło po
angielsku, ale co jakiś czas dało się usłyszeć grupkę osób dyskutujących między
sobą po japońsku. Jest to drugi język tego miasta – zaraz po angielskim. Mimo
tego, że większość mieszkańców San Fransokyo zna angielski, zdarzają się
„wyjątki”, które tego nie potrafią. Akurat, gdy doszłam do przystanku, tramwaj
zajechał.
16 letnia brunetka budzi się w pudle. Victoria trafia do Strefy otoczonej wielkimi murami. Nie pamięta nic oprócz własnego imienia. Żyje, a przynajmniej próbuje żyć wśród samych chłopaków. Poznaje nowych przyjaciół, a także przypominają jej się wydarzenia z przeszłości. Wyjściem ze Strefy jest jedynie Labirynt który jest niebezpieczny. Czy uda jej się przetrwać i odnaleźć wyjście z labiryntu? Uratuje wszystkich, a może straci kogoś na kim jej zależy?
OdpowiedzUsuńhttp://trylogia-obietnica-newt-vicky.blogspot.com/