czwartek, 24 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 1



ROZDZIAŁ 1

„WITAMY W SAN FRANSOKYO (cz.1)”


Obudziłam się cała zlana potem. Usiadłam na łóżku, starając się uspokoić swój oddech.
- Znowu ten sam cholerny sen… - wkurzona, szepnęłam do siebie.
Spojrzałam na swój ulubiony zegarek w kształcie kota. Nie pamiętałam, od kiedy go miałam… Był on cały szaro-różowy. Ale nie rażąco różowy - nienawidzę tego koloru. Od zawsze kojarzył mi się z pewnymi dziewczynami z mojej szkoły… gdy jeszcze nie trafiłam do bazy…
~Urywki wspomnień~
 „Tch.”
„Jaki dzieciuch… niech lepiej wraca do piaskownicy…”
„Co ona sobie myśli? Sądzi, że od tak ją przyjmiemy na słodkie oczka? To jakiś zapatrzony w siebie bachor…”
„Niech lepiej wraca, skąd przyszła…”
„Dziewczynko… daruj sobie – i tak nikt ciebie tu nie lubi. Wszyscy mają cię gdzieś. W tym ja. Lepiej wracaj do tej swojej Polski i nigdy więcej się tu nie pojawiaj. NIKT cię tu nie lubi.” – Powiedziała jedna z dziewczynek wstając. Pod jej mundurkiem widać było różową bluzkę, a na głowie miała opaskę ze wstążeczką w kolorze mocnego różu, pokrytą brokatem. Od razu rozpoznałam jej przyjaciółki – one również miały bluzki w kolorze różu i takie same opaski. Jedna z nich miała nawet buty tego koloru.
~koniec wspomnienia~
Odsunęłam od siebie te myśli i sprawdziłam godzinę. Była 4:38 i coś czułam, że mimo tego, że dopiero za dwie godziny muszę wstać by się wyrobić do szkoły, raczej już dzisiaj nie zasnę. Zeskoczyłam z łóżka. Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Chłodne powietrze uderzyło mnie, by następnie wdać się falą do reszty mieszkania. Spojrzałam w dół. Mimo tak wczesnej godziny, zobaczyłam tonę aut jeżdżących po ulicach. Jak w dzień. Jedyna różnica to brak godzinnych korków. Odwróciłam się na pięcie i podążyłam do łazienki. Wzięłam prysznic. Włączyłam chłodny strumień wody i zaczęłam mimowolnie przypominać sobie, co się stało rok po przyjeździe do szkoły.
~początek wspomnienia~
            Przeżyłam tak cały rok szkoły. Uciekając przed wszystkimi i wszystkim. W piątej klasie zdarzyło się coś, co na zawsze zmieniło moje życie… Pewnego dnia, podczas lekcji zwyczajnej lekcji wychowania fizycznego odkryłam w sobie coś… dziwnego. Nie wiem, czy można by to nazwać umiejętnością… nie… to był DAR. Po skończeniu rozgrzewki pan od w-f jak zawsze typował w poniedziałki trzy osoby, które będą nosiły piłki i tym podobne rzeczy do ćwiczeń przez tydzień.
- W tym tygodniu piłki nosić będą… Britney, Stacy i … Lisa.
Wszyscy zaczęli szemrać rzeczy w stylu „Nie będę grał piłką, którą ona trzymała” albo „Uuu… ma przerąbane…” Lecz mnie to nie obchodziło. Przyzwyczaiłam się do tego. Powoli podążyłam za dziewczynami do kantorka ze sprzętem.                                                                                                      Gdy tam weszłyśmy, dziewczyny zaczęły oglądać piłki do koszykówki, podczas gdy ja chwyciłam siatkę piłek do piłki nożnej. Podniosłam ją i gdy już miałam się odwrócić w stronę drzwi wyjściowych. Poczułam ból z tyłu głowy. Upuściłam siatkę, chwyciłam się za bolące miejsce i gwałtownie odwróciłam się w stronę dziewczyn, by zobaczyć, że jedna z nich – dokładniej wielka pani tej szkoły – trzyma piłkę do koszykówki, a druga patrzy się na nią z rozdziawionymi ustami.
- Wiesz… postanowiłam przetestować tą piłkę… by zobaczyć czy jest dość twarda i jest! Idealnie odbiła się od tej twojej wielkiej głowy w moje ręce. Niczym bumerang! Może sprawdźmy kolejną… - Britney podniosła kolejną piłkę i wycelowała ją w moją twarz.
- Britney, nie wiem czy to dobry pomysł… - pisnęła Stacy    Co jeśli ktoś zobaczy?
- Oj zamknij się, Stacy… nikt nie zauważy... a po za tym ta suka na to zasługuje. – odparła gniewnie dziewczyna i z całej siły rzuciła we mnie piłką. Idealnie w nos. Piłka odbiła się od mojej twarzy i wylądowała na ziemi. Cichutko jęknęłam.
- Ups… najwyraźniej ta nie jest zbyt dobrze napompowana… - zachichotała Barbie i poprawiła swoje długie blond włosy związane w kitka. Wysłała mi swój najgorszy szyderczy uśmiech. – Dobrze sprawdźmy kolejną… - zaśpiewała wesoło i podbiegła po najbliższą piłkę. Gdy chciała już we mnie rzucić, Stacy jej przerwała.
-Britney. Ona KRWAWI. – wyszeptała ze strachem, wskazując na mój zmasakrowany nos.         Dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Przejechałam dłonią po mojej twarzy. Gdy ją odsunęłam, zobaczyłam na niej ślady krwi. Wytrzeszczyłam oczy. Moje ciało zaczęło drżeć.
- Tym lepiej. Najwyżej powiemy nauczycielowi, że przez przypadek, gdy podawałyśmy jej piłkę, nie udało jej się jej złapać i trafiła ona centralnie w jej nos. Wszyscy nam uwierzą i nas poprą… a biedna Lisa będzie tak wystraszona, że nie piśnie nawet słowem o tym, co się naprawdę stało… prawda kochaniutka? – „Księżniczka Różu” zaczęła się śmiać jakby była chora psychicznie. Chwyciła kolejną piłkę. – Prawda, czyż nie? – gdy już chciała się zamachnąć, podniosłam wzrok. Britney upuściła piłkę i spojrzała na mnie wystraszona. Stacy zrobiła kilka kroków w tył, również przerażona.                                                                                                                                                    Był on pełen nienawiści. Przynajmniej ja tak to odczuwałam. Moje oczy stały się zieleńsze niż zwykle, z uwagi na to, że normalnie są jasne o raczej chłodnym odcieniu. Aktualny kolor – ciemna zieleń w kolorze roślin lasu deszczowego, nadawała im dzikości zwierzęcia. Dodatkowo można by powiedzieć, że lekko… świeciły? Moje potargane włosy koloru bardzo ciemnego blondu jeszcze podwajały efekt. Nigdy się tak nie czułam... moje ciało zaczęła napełniać dziwna siła, energia. Krew skapywała na podłogę. Już nie mogłam tego powstrzymać. Pozwoliłam wyzwolić się tej dziwnej mocy.

Kap…Kap…Kap… 

Nagle metalowa szafa z piłkami się zawaliła. Wprost na Britney. Usłyszałam krzyk Stacy i dopiero wtedy odzyskałam kontrolę nad samą sobą. Moje oczy znowu stały się normalne. Spojrzałam na czarnowłosą. Klęczała przy blondwłosej, mówiąc jej, że wszystko będzie dobrze i w tym samym czasie wołała o pomoc. Po chwili cały kantorek wypełnił się uczniami z mojej jak i z innych klas. Wszyscy mieli wytrzeszczone oczy i patrzyli wprost na dziewczynę… a ona? Leżała z szeroko otwartymi oczami, wodzącymi po pokoju. Cała dolna połowa jej ciała została zmiażdżona przez metal. Wszędzie wokoło leżały piłki. Pobiegłam po pielęgniarkę, a ona wezwała pomoc.
~koniec wspomnienia~
            Siedziałam już pod prysznicem chyba z półgodziny, gdy nagle przypomniałam sobie, że okno jest otwarte. Owinęłam się ręcznikiem i wybiegłam z łazienki. Zrobiło się BARDZO zimno. Szybciutko potruchtałam do okna i je zamknęłam. Podkręciłam ogrzewanie w mieszkaniu i poszłam się ubrać.                                                                                                                                           Lubię luźne, wygodne ubrania. Mimo tego, że często słyszę od wielu ludzi, że jestem bardzo ładna i powinnam to pokazywać ludziom, ja tego nie robię. Nie zależy mi na ich opiniach. Nie będę smarowała sobie twarzy jakimś świństwem, bo po co? Na cholerę potrzebne mi „super” stroje, które cisną cię w każde możliwe miejsce. Ja wolę wygodne ubrania – najlepiej jakąś ciemną bluzę z kapturem, zwykłe jeansy i trampki. Tak po za tym, to właśnie tak ubrana byłam, kiedy przeglądałam się w lustrze.
- Idę wysuszyć włosy. – powiedziałam sama do siebie z uśmiechem. Wyjęłam suszarkę i podłączyłam ją do kontaktu. Włączyłam moją ulubioną playlistę na telefonie i założyłam słuchawki. Ustawiłam moc podmuchu suszarki na maksa i zaczęłam tańczyć biodrami w rytm muzyki, udając, że jestem piosenkarką. To moje ulubione zajęcie tuż przed szkołą – wygłupianie się podczas słuchania piosenek i jednoczesnego suszenia włosów. Bardzo dojrzałe. Nagle poleciał jakiś smutny kawałek. Wyłączyłam suszarkę i taneczny krokiem podążyłam po miotłę do kuchni. Chwyciłam ją i z powrotem poszłam do głównego pokoju.
- Czy mogę panią prosić? – powiedziałam, starając imitować męski głos dla „Pana Miotły”, co mi chyba raczej nie wyszło.
- Ależ oczywiście! – odpowiedziałam swoim normalnym głosem,  chwyciłam „Pana Miotłę” i zaczęłam wirować po pokoju. Wraz z moim kolegą przetańczyłam tak kilka kawałków. W pewnym momencie potknęłam się i wylądowałam w dziwnej pozycji na kanapie, a biedny nauczyciel tańca upadł na ziemię. Westchnęłam.
- Gdyby świat był taki jak osiem lat temu… być z powrotem sześciolatkiem i móc bawić się cały dzień… i wtedy zmienić przyszłość… i nie trafić do bazy…i…
- Dzisiaj rano na obrzeżach San Fransokyo wybuchł pożar w jednej z fabryk konserw marki…
- Kiedy ja włączyłam telewizor? – pomyślałam i jednocześnie poprawiłam się na kanapie. Chwyciłam pilot i podgłośniłam dźwięk. Na ekranie pojawiła się niewysoka rudowłosa kobieta. Wyglądała na czterdzieści lat.
- Kiedy jak zwykle rano pojechałam autem do pracy, zobaczyłam że nad fabryką unosi się duża chmura czarnego pyłu. Uświadomiłam sobie, że przecież o tej godzinie jest już pełno pracowników w budynku. Nikogo nie było widać. Wbiegłam po schodkach do głównej Sali produkcyjnej. Od razu tego pożałowałam. Zaczęłam się dusić. – kobieta z każdym zdaniem nadawała coraz szybciej, przy okazji ledwo co łapiąc oddech – Kiedy już myślałam, że to mój koniec… - przełknęła ślinę – pojawiła się Wielka Szóstka i uratowała mnie! Dopiero później przypomniałam sobie, że dzisiaj pracownicy mają wolne. Gdyby nie Wielka Szóstka, to już by mnie tutaj nie było. Zawdzięczam im moje życie. – czterdziestolatka położyła swoją pięść w miejscu serca. – Dziękuję. – szepnęła. Po chwili kamera znowu pojawiła się w studio a prezenter zaczął opowiadać o najnowszej technologii budowania wieżowców.
            Wyłączyłam telewizor. Nie lubiłam Wielkiej Szóstki. Była to jedna z kilku rzeczy, które mnie szczerze wkurzały.                                                                                                                     – Nie wierzę w ich bezinteresowność i działanie w imię ochrony obywateli. Zwykły człowiek zawsze oczekuje czegoś w zamian. Nie zdziwię się, jeśli kiedyś zażądają władzy na miastem czy czegoś takiego… – pomyślałam.                                                                                                          Spojrzałam na zegar na ścianie. Wskazywał godzinę 7:10 – o tej godzinie trzeba wyjść z domu aby się nie spóźnić na tramwaj. Ubrałam buty, chwyciłam plecak i założyłam kaptur. Wyszłam z mieszkania, po czym zamknęłam je na klucz i popędziłam schodami na parter. Słońce świeciło już od paru godzin, a po niebie leniwie płynęły chmury.  Pochyliłam głowę i powolnym krokiem ruszyłam w stronę przystanku tramwajowego. Po drodze przysłuchiwałam się rozmowom innych przechodniów. Dużo osób mówiło po angielsku, ale co jakiś czas dało się usłyszeć grupkę osób dyskutujących między sobą po japońsku. Jest to drugi język tego miasta – zaraz po angielskim. Mimo tego, że większość mieszkańców San Fransokyo zna angielski, zdarzają się „wyjątki”, które tego nie potrafią. Akurat, gdy doszłam do przystanku, tramwaj zajechał.

1 komentarz:

  1. 16 letnia brunetka budzi się w pudle. Victoria trafia do Strefy otoczonej wielkimi murami. Nie pamięta nic oprócz własnego imienia. Żyje, a przynajmniej próbuje żyć wśród samych chłopaków. Poznaje nowych przyjaciół, a także przypominają jej się wydarzenia z przeszłości. Wyjściem ze Strefy jest jedynie Labirynt który jest niebezpieczny. Czy uda jej się przetrwać i odnaleźć wyjście z labiryntu? Uratuje wszystkich, a może straci kogoś na kim jej zależy?

    http://trylogia-obietnica-newt-vicky.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń